środa, 17 listopada 2010

Rekonstrukcje w Prowansji. Subiektywnie.

Jakie są wasze skojarzenia z "Prowansją", małą restauracyjką na ulicy Szewskiej?

Latem, obrus w czerwoną kratę i postawione na stolikach karafki  z winem, dosyć sugestywnie działają na wyobraźnie. Wielokrotnie chciałam się tam zatrzymać, a raczej- wybrać to miejsce na miłą i przytulną kolację. Prawdą jest to, że ceny są odrobinę wyższe niż w popularnych toruńskich Manekinach czy Pierogarniach, jednak miało to, moim zdaniem iść w parze z przeniesieniem się w przestrzeni, wprost do Prowansji, od razu po spróbowaniu pierwszego kęsa jakiegokolwiek dania z menu.



źródło: www.prowansja.torun.pl

Wystrój dwupoziomowego lokalu ma, wg zamysłu właścicieli prezentować wnętrze prowansalskiego, przytulnego domu. Na pięterku, podobało mi się zdecydowanie bardziej niż na parterze, który kojarzy mi się raczej z korytarzem, niż salą restauracyjną. Materiałowe obrusy, ozdobione ręcznie robionymi serwetkami i ciepłe światło rzucane przez witrażowe szkło lamp, faktycznie dodają uroku, zwłaszcza wieczorową porą.

Jeśli chodzi o samo jedzenie i obsługę, to mimo iż nie jestem wybredna, muszę powiedzieć, że czekałyśmy na obsłużenie zdecydowanie za długo. Kelnerka była miła, ale nie troszczyła się za nas w trakcie kolacji pytając np. czy niczego nam nie brakuje, lub czy nie chcemy czegoś jeszcze zamówić.

Samo oczekiwanie na zamówione potrawy, było co najmniej 5 razy dłuższe niż blok reklamowy na Polsacie w czasie świąt...

Umierałyśmy z głodu, zdecydowałyśmy się więc na talerz francuskich przystawek. Pyszne wytrawne francuskie ciasteczka, oliwki i sery. Po takim dobrym wstępie czekaliśmy na to, co wydarzy się zaraz na naszych talerzach.

Zamówiłyśmy między innymi:
zupę brokułową i żurek
quiche
strudel z kurkami
naleśnika ze szpinakiem
zapiekane warzywa

Wszystko wyglądało świetnie, miałam jednak wrażenie, że porcje są dosyć małe, (ok, może oprócz zapiekanych warzyw, podawanych w małej brytfance). Ale quiche i strudel z pewnością trzeba zaliczyć do wersji "mini". Sałatka, która była jako dodatek do dań, wydawała mi się nieciekawa i doprawiona tak bez serca. Mój strudel był jak na mój gust przesolony i to sporo. Dziewczynom generalnie smakowało, ale zgodziły się ze mną, że w Prowansji jest dosyć słono.

Mimo to, uważam, że jest tam na prawdę przyjemnie, choć nie aż tak ekskluzywnie, jak myślałam wcześniej. Zdecydowanie polecam wam ( i życzę sobie) przejście się 18.11.2010 do Prowansji na Beaujolais Nouvaux, gdzie gratisowym dodatkiem ma być ciasto drożdżowe z boczkiem, mniam, mniam :)

Tutaj dla chętnych menu restauracji Prowansja menu

eM.

3 komentarze:

  1. jak ten wpis ma się do tematu projektu?
    product placement!

    OdpowiedzUsuń
  2. Już spieszymy z odpowiedzią :) Jednym z celów projektu, obok nauki szycia i kreatywnego podejścia do tkaniny (głównie second-handowej) jest testowanie lokalnych produktów i miejsc, które wg naszego wyobrażenia mogą być slowfoodowe, a za takie uważaliśmy Prowansję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No ja nie wiem, ale autorki tego bloga to chyba nie zasmakowały prawdziwie dobrej jadła. Zupa brokułowa- tragedia, że o sałatkach nie wspomnę. Otoczenie jest bardzo przyjemne,jednak kuchnia...nie za bardzo

    OdpowiedzUsuń